W gruncie rzeczy jego biblioteka niewiele różni się od tradycyjnej. Podobnie jak w bibliotece publicznej, księgozbiór jest skatalogowany i udostępniany poszukującym wiedzy bezpłatnie. Różnego rodzaju książek i artykułów szukają u niego ludzie z całej Polski.

W gruncie rzeczy jego biblioteka niewiele różni się od tradycyjnej. Podobnie jak w bibliotece publicznej, księgozbiór jest skatalogowany i udostępniany poszukującym wiedzy bezpłatnie. Różnego rodzaju książek i artykułów szukają u niego ludzie z całej Polski. (fot. Anna Wrzesień)

Sam je zdobywa, czyści, odkurza, konserwuje, naprawia, oprawia i kataloguje. Sam projektuje i wykonuje dla nich półki. Sam decyduje, która zostają w domu, a które trafią do magazynu. Nie wyobraża sobie bez nich życia.

Najbardziej ze wszystkich pytań irytuje go to, po co mu te książki. Owszem, mógłby je sprzedać, pozbyć się kłopotu i żyć spokojnie, skromnie do końca życia. Tyle tylko, że nie umie z nich zrezygnować. Śmieje się, że gdyby został postawiony przed wyborem, którą z półek z książkami zostawić, a których się pozbyć, „strzeliłby sobie w łeb”. Dlaczego? Bo w jego księgozbiorze nie ma nieważnych półek.

– Tylko jedna półka w moim mieszkaniu jest mniej ważna od innych. Ta mała na samej górze, gdzie nie ma książek – wyznaje Janusz Matusiak.

Wszystko zaczęło się od pradziadków, Stanisławy i Franciszka Barskich, którzy zaczęli gromadzić bibliotekę w swoim dworze starościańskim na wyspie na rzece Warcie. Kolejne pokolenia powiększały księgozbiór i zarażały pasją czytania swoje dzieci. Dziś nie ma ani dworu, ani wyspy, ale została część księgozbioru i zamiłowanie do książek.

Pasją gromadzenia książek historycznych zaraził go dziadek. Właściwie obaj dziadkowie byli żołnierzami września 1939 roku. Z oboma wiele rozmawiał, ale jeden zostawił mu sporo materiałów swoich i swoich kompanów, różnych wspomnień, map, zdjęć. Jeden walczył pod dowództwem gen. Maczka. W dokumentach zachowały się zdjęcia z internowania, z obozu na Węgrzech, relacje i wspomnienia. Tak powstał zaczyn, choć Janusz miał wtedy zaledwie 19 lat.

Początkowo miała to być tylko historia września 1939 roku. Kupował wszystkie wydawnictwa dotyczącego tego okresu wydane w Polsce i za granicą, we Francji, Anglii, Rosji, USA itd. Kiedy okazało się, że ma wszystko, albo prawie wszystko, zaczął gromadzić dokumenty i opracowania dotyczące II wojny światowej i historii Polski. Ten księgozbiór cały czas uzupełnia, nie tylko o pozycje historyczne, ale też archiwalne czasopisma takie jak „Tygodnik Ilustrowany”, który prenumerowali pradziadkowie.

Dziś ma zbiór liczący w sumie około 30 tysięcy woluminów. Wszystkie skatalogowane, opisane i zakonserwowane. Przez lata doszedł w tym do perfekcji. Żeby znaleźć określoną pozycję w katalogu wystarczy mu 17 sekund.

Natychmiast wie, na której półce stoi, w którym rzędzie lub na jakiej pozycji jest w magazynie. Jeśli nie zna tytułu lub autora, znalezienie książki zajmuje trochę więcej czasu, ale jest w stanie odszukać ją po hasłach. Sam dba o książki. Ich konserwacji nauczył się trochę z obserwacji w Bibliotece Narodowej, ale najwięcej z archiwalnych podręczników dla introligatorów. Jego ulubiona to książka z lat 70-tych wydana w języku rosyjskim, która łopatologicznie wyjaśnia w czym rzecz. Dziś potrafi je samodzielnie odkwaszać, odgrzybiać, odsalać i osuszać. Dzięki podręcznikowi zrobił też własną maszynę introligatorską. Od tamtej pory sam naprawia, a także oprawia książki. W gruncie rzeczy robi to dosyć często.

Książkom podporządkował wszystko, swoje życie, dom, czas wolny. Jest ich nadal głodny. Szuka ich na forach, stowarzyszeniach i w bibliotekach, z którymi współpracuje.

Jest ich cała lista: Biblioteka Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, Adama Mickiewicza w Poznaniu, Uniwersytetu Warszawskiego, biblioteka na Koszykowej, Centralna Biblioteka Wojskowa, Biblioteka Narodowa, Biblioteka Uniwersytecka w Siedlcach, biblioteki różnych stowarzyszeń. Te ostatnie ceni najbardziej, bo tam jest gwarancja, że ludzie zajmujący się tym, są nie tylko bibliotekarzami i archiwistami ale też pasjonatami. A z pasjonatami pracuje się najlepiej, bo to są ludzie bezgranicznie oddani temu co robią. Dla nich zawsze ma czas i drzwi otwarte, z nimi się przyjaźni.

Często biblioteki odkładają dla niego woluminy, na przykład kiedy pozbywają się dubletów. On dzieli się swoimi. Każdy zdobyty egzemplarz dotyka z pieczołowitością. Jednak najbardziej ceni w nich nie obwolutę, ale to co jest między okładkami, czyli wiedzę. Okładki zajmują wiele miejsca. Starannie wyliczył ile.

Przy tysiącu książek, same twarde okładki zajmują 1 metr książek na półce. Nie ma zmiłuj, okładki to wielka strata miejsca. To dlatego często oprawiam je na nowo w miękkie kartony.

Jego książki mają najlepsze półki, jakie można sobie wyobrazić. Uważa, że te gotowe, sieciowe są brzydkie i niefunkcjonalne. Więc swoje zaprojektował sam. Ponieważ książki są przeważnie w dwóch standardowych wymiarach 20 i 25 cm wysokości, swoje półki wykonał na wysokość 21 i 26 centymetrów. Wszystkie wykonane z drewna sosnowego, zabejcowane i powoskowane, sięgające od podłogi po sufi, robią wrażenie bardzo starych. Jest z nich dumny, bo są piękne i dodatkowo w ten sposób maksymalnie wykorzystuje miejsce. Sam o nie dba. Odkurza je, sprząta, doba o odpowiednia wilgotność i temperaturę.

W gruncie rzeczy jego biblioteka niewiele różni się od tradycyjnej. Podobnie jak w bibliotece publicznej, księgozbiór jest skatalogowany i udostępniany poszukującym wiedzy bezpłatnie. Różnego rodzaju książek i artykułów szukają u niego ludzie z całej Polski.

Znają jego księgozbiór dzięki bibliofilskim forom. Jego katalog jest też znany bibliotekom, które czasem zwracają się po konkretną pozycję lub artykuł. Udostępnia im najczęściej w formie skanów artykułów lub zdjęć, bo tak jest najprościej. Bywa konsultantem merytorycznym książek oraz współautorem. Z niektórych jest naprawdę dumny, jak z wydanych właśnie w Łodzi wspomnień Zenona Janiaka dowódcy Kompanii Strzeleckiej 31. Pułku Strzelców Kaniowskich. Jest przywiązany do niej, bo częściowo dotyczy tego rejonu.

Pułk przeorganizował się w lasach Puszczy Mariańskiej i w nocy 11 września 1939 roku uderzył na Mszczonów i zdobył miasto. Książka została opracowana przez pasjonatów, jest bogato ilustrowana i nigdy nie trafi do sprzedaży. Zostanie rozdana na szlaku przejścia oddziału. Trafi m.in. do bibliotek w Żyrardowie, Mszczonowie, Puszczy Mariańskiej. Jego zdaniem tak jest najlepiej, żeby historia małych regionów, miała odzwierciedlenie na miejscowych bibliotecznych półkach.

 

Anna Wrzesień

ostatnie aktualności ‹

Jak oceniasz ten artykuł?

Głosów: 2

  • 1
    BARDZO PRZYDATNY
    BARDZO PRZYDATNY
  • 0
    ZASKAKUJĄCY
    ZASKAKUJĄCY
  • 0
    PRZYDATNY
    PRZYDATNY
  • 0
    OBOJĘTNY
    OBOJĘTNY
  • 1
    NIEPRZYDATNY
    NIEPRZYDATNY
  • 0
    WKURZAJĄCY
    WKURZAJĄCY
  • 0
    BRAK SŁÓW
    BRAK SŁÓW

0Komentarze

dodaj komentarze

Portal eglos.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wpisu. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe lub naruszające prawo będą usuwane. Zapraszamy zainteresowanych do merytorycznej dyskusji na powyższy temat.

Treść niezgodna z regulaminem została usunięta. System wykrył link w treści i komentarz zostanie dodany po weryfikacji.
Aby dodać komentarz musisz podać wynik
    Nie ma jeszcze komentarzy...
tel. 603 755 223 lub napisz kontakt@glossk.pl

KUP eGŁOS

społeczeństwo

Palestyński inwestor wskazuje na finansowe trupy w...

Żagle na skierniewickim zalewie

Francuzi inwestują pod Skierniewicami. Głuchów...

Gdzie oddać oponę od traktora? To nie taka prosta...

Pożar auta na parkingu przychodni w Skierniewicach

Pszczelarstwo stało się modne, a to... kłopot

Magda Kubicka w Skierniewicach z programem „Chcę...

Charytatywny kiermasz wielkanocny. Nadzieja dla...

Nietrzeźwy przyjechał po wnuka do szkoły