z powiatu

  wydrukuj podstronę do DRUKUJ16 czerwca 2020 | 22:08
Chociaż w firmie Melanii Majewskiej z Jajkowic pracuje tłocznia za milion złotych, to jednak nie jest najcenniejsze, co posiada.

Chociaż w firmie Melanii Majewskiej z Jajkowic pracuje tłocznia za milion złotych, to jednak nie jest najcenniejsze, co posiada. (fot. Włodzimierz Szczepański)

Chociaż w firmie Melanii Majewskiej z Jajkowic (gm. Sadkowice) pracuje tłocznia za milion złotych, nie jest to jednak najcenniejsze, co posiada. Mówi, że jej skarbem jest rodzina.

Melania Majewska jest prezesem. Prowadzi w Jajkowicach Wytwórnię Soków Naturalnych z Owoców i Warzyw „KAMELA”. To miejsce to coś więcej niż tylko historia małżeństwa.

– Pochodzę z Trębaczewa, a mąż z Zagórza (wsie w gm. Sadkowice – przy. red.). Mieszkaliśmy obok siebie, ale... poznaliśmy się w Warszawie – śmieje się pani Melania.


Tam spędzili prawie pół wieku.


– W biznesie siedzimy od 1976 roku. Prowadziliśmy działalność gospodarczą, przekształciliśmy potem w spółkę. To był ewenement. To były czasy, że nie trzeba było zrobić nic złego, wystarczyło mieć pozwolenie na prowadzenie działalności i już to było coś złego – opowiada.


Wówczas prezesem spółki był jej mąż, a ona księgową.


– Teraz role się odwróciły – dodaje uśmiechem.


Nie żałuje, że rzucili Warszawę. Była ostatnio w stolicy i ta wizyta utwierdziła ją w przekonaniu, że powrót w strony rodzinne był słuszną decyzją.


Patrzyłam na tych pędzący ludzi, chociaż sama to niedawno też robiłam, i myślałam: Boże, gdzie wy tak zasuwacie?! Z głowami spuszczonymi, ani uśmiechu, ani radości życia… Byle przed siebie. Tutaj jest inny świat.


Podkreśla, że zawsze żyło w nich pragnienie powrotu na wieś. Pamiętała już z dzieciństwa, ja rodzice prowadzili sad. Do decyzji zmusił ich los. Lekarz kazał jej mężowi wybierać – praca na wysokich obrotach i zgon, czy spowolnienie i dalsze życie.


– Kupno gospodarstwa nie było takie proste. Mąż miał kawałek ziemi, ale nie miał uprawnień rolniczych. Ja miałam. Małżonek przepisał ziemię na mnie, mogliśmy wtedy dokupić gospodarstwo – opowiada.


Dodaje, że gdy trzeba poprawić tłocznie. Wzywa na pomoc zięcia.


– Chętnie pomaga – dodaje.


Ziemi jest niewiele, ale w ich sadzie można znaleźć drzewa owocowe z sadów dziadków.

„ Poszliśmy na spacer do lasu i przed nim rósł zdziczały sad. Akurat trafiliśmy w momencie dojrzewania owoców. Chodziliśmy i co chwila mówiłam. Krzysztof patrz, kosztela! Malinowa! Kronselka!



A skąd pomysł na tłocznię?


– Po tym, jak przenieśliśmy się na wieś, mąż odpoczął rok na przymusowej emeryturze. Pewnego dnia zadzwonił do mnie do Warszawy i powiedział, że musimy coś wymyślić, bo on zwariuje od tego siedzenia. Jego kolega jechał do tłoczni, zabrał się z nim. Przywiózł próbki soków. Skosztowałam i powiedziałam, że może też spróbujemy produkować. Jeszcze wtedy chwilę pracowałam w Warszawie. Mąż był tutaj, na wsi. To ja wybierałam i zamawiałam tłocznie. Drugi powód powstania firmy to wnuk – wspomina.


Wytwórnia soków powstała 2012 roku. Zakładali, że popracują jeszcze kilka lat, aż zwróci się zakup maszyny.


– Nie obyło się bez wtopy. Jeden człowiek zamówiły u nas dużą ilość soki. Nie zapłacił za dostarczony produkt. Oszukał nas. My jednak zapłaciliśmy okolicznym rolnikom za dostarczone nam owoce. Zrobiliśmy to, aby móc spojrzeć ludziom w oczy. Ja tutaj się urodziłam, żyję. Honorowo spłaciłam. Dlatego zamawiający tłoczenie soku musi dostarczyć owoce. A na marginesie soki tłoczone u nas są to bez porównania z tymi w sklepach. Aż szkoda mówić o tych rozcieńczonych sklepowych – tłumaczy.


Dalej jednak pracują. Wyjaśnia dlaczego: – Aby wspierać córkę. Nasz wnuk cierpi na rzadką chorobę. Teraz odbyła się, jedna z wielu, operacja, po której lekarze dali szanse na normalne funkcjonowanie.

Jej córka musiała rzucić dobrą pracą, lata spędziła w szpitalach przy synu. Ma jeszcze dwójkę dzieci. Dziadkowie chcieli ją wspierać.
 

– Przeszliśmy wiele, wiele łez wylaliśmy. Mieliśmy też szczęście trafić na niesamowitych lekarzy. A moja córka… jest niezwykle dojrzała, jak to matka po szpitalnych przeżyciach dziecka. Jest moją przyjaciółką, powiernicą. Jestem szczęśliwym człowiekiem, bo mi się udało. Bo w naszej rodzinie na siebie patrzymy sercem – wyjawia Melania Majewska.

Włodzimierz Szczepański

ostatnie aktualności ‹

Jak oceniasz ten artykuł?

Głosów: 10

  • 5
    BARDZO PRZYDATNY
    BARDZO PRZYDATNY
  • 0
    ZASKAKUJĄCY
    ZASKAKUJĄCY
  • 0
    PRZYDATNY
    PRZYDATNY
  • 0
    OBOJĘTNY
    OBOJĘTNY
  • 0
    NIEPRZYDATNY
    NIEPRZYDATNY
  • 2
    WKURZAJĄCY
    WKURZAJĄCY
  • 3
    BRAK SŁÓW
    BRAK SŁÓW

0Komentarze

dodaj komentarze

Portal eglos.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wpisu. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe lub naruszające prawo będą usuwane. Zapraszamy zainteresowanych do merytorycznej dyskusji na powyższy temat.

Treść niezgodna z regulaminem została usunięta. System wykrył link w treści i komentarz zostanie dodany po weryfikacji.
Aby dodać komentarz musisz podać wynik
    Nie ma jeszcze komentarzy...
tel. 603 755 223 lub napisz kontakt@glossk.pl

KUP eGŁOS

Miasto podzielone. Debata o Centrum Integracji...

Papież Franciszek nie żyje

Lider podejmie Lechię Tomaszów Mazowiecki

Pobili kolegę, bo nie chciał pożyczyć kasy

Palestyński inwestor wskazuje na finansowe trupy w...

Żagle na skierniewickim zalewie

Krajobraz pod napięciem. Czy audyt krajobrazowy...

Francuzi inwestują pod Skierniewicami. Głuchów...

Gdzie oddać oponę od traktora? To nie taka prosta...