Bartosz Błądek pochodzi z Rawy Mazowieckiej. Żyletki produkowane w tym mieście traktuje jak relikwie. (fot. Nadesłane)
W czasach nie tak odległych produkt z Rawy Mazowieckiej był przedmiotem westchnień jednych, prowokował do przekleństw innych mężczyzn. Tutaj produkowano żyletki, którym nadano przydomek Krwawej Rawy. Starsi mieszkańcy dziś zadają pytanie – jak taki zakład mógł upaść?
Był 1958 rok. Paczka z żyletkami z rawskiej fabryki trafiła do krakowskiej redakcji słynnego tygodnika „Przekrój”. Jan Kalkowski pisał:
Znalazło się jednak w zespole kilku śmiałków, którzy postanowili zaryzykować golenie polskimi żyletkami. Wynik był niespodziewanie dobry. Toteż niżej podpisanego wydelegowano do Rawy: Jedź, zobacz, jak się robi te żyletki i czy wszystkie są tak dobre.
– Mój tato pracował w tej fabryce. Zakład już wtedy zajmował się produkcją urządzeń precyzyjnych. Jako dziecko byłem u niego w zakładzie przy ulicy Krakowskiej – opowiada Bartosz Błądek. – Niedawno trafiłem do jakieś firmy i zapach smaru, pokrytych oliwą maszyn przeniósł mnie w czasie – dodaje.
Bartosz to pasjonat, człowiek pozytywnie zakręcony na punkcie rodzinnego miasta. Już nie mieszka w Rawie Mazowieckiej, ale sercem jej nie opuścił. Prowadzi Internetowe Muzeum Ziemi Rawskiej, jest też kolekcjonerem. Dla nas zszedł do swojej piwnicy i odnalazł osławione żyletki, a także maszynki do golenia. Maszynka, inaczej aparat, składała się z rączki i główki, do której wkładano żyletkę. To malutki ułamek jego zbiorów.
– Nie są to cenne rzeczy. W pudełku maszynki znalazłem paragon na 10 złotych, ale dla mnie mają ogromną wartość. Żyletki są po ojcu. Teraz opakowania wzbudzałyby zachwyt swoim designem. Dodaje: – Nie raz na allegro, czy ebayu (internetowych aukcjach – przyp. red.) kupowałem rzeczy związane z moim rodzinnym miastem. Wrzucam ich zdjęcia na stronę internetową muzeum. Brakuje czasu, aby uzupełnić o nowe.
Rawa Mazowiecka: miasto powiatowe w woj. łódzkim, jakieś 2000 mieszkańców, rynek, park, jedna gospoda ludowa, remiza strażacka, kino, kościół i końcowa stacja kolei wąskotorowej z Rogowa. Jeden spółdzielczy dwupiętrowy blok mieszkalny w budowie. A na wzniesieniu za miastem jedyna tutaj fabryka.
Zakład przy ul. Krakowskiej powstał w latach 1954-1956. Była to raptem jedna hala. Ważne jednak było to, co kryło się w jej wnętrzu. 1 stycznia 1957 roku oficjalnie zakład ruszył pod nazwą Fabryka Ostrzy do Golenia w Rawie Mazowieckiej. Wyposażony został w nowoczesne zachodnie maszyny. Ruszyła produkcja Rawy Lux.
Po fabryce oprowadza mnie technolog inż. Lisik (ogolony na marmur). Urządzenia są tutaj bardzo nowoczesne, importowane, niemieckie, większość z napisami Solingen. Maksymalna automatyzacja.
W 1968 roku Widzewskie Zakłady Metalowe „Wizamet” w Łodzi rozpoczęły produkcję żyletek nierdzewnych. Nowa linia uderzyła w rawskie zakłady, której produkty dalej były oparte na stali węglowej. Fabryka Ostrzy do Golenia natychmiast odczuła pojawienie się nowego produktu. Klienci rzucili się na żyletki z Łodzi. Plan produkcji żyletek w Rawie ze 170 mln sztuk w 1967 roku obniżony został do 105 mln sztuk w 1968 r. Zakład usiłował ratować się produkcją maszynek do golenia i noży. Te ostatni produkt okazały się tylko obciążeniem. Staraniem dyrekcji rawska fabryka stała się oddziałem nr 2 Fabryki Wyrobów Precyzyjnych im. Karola Świerczewskiego w Warszawie. Otworzyły się czasy świetności zakładów przy ul. Krakowskiej i koniec produkcji żyletek.
– Mąż golił się żyletkami z Rawy, dziadek Bartosza też. Babcia miała je w szufladzie, pewnie stąd syn je wziął – opowiada Barbara Błądek, mama kolekcjonera, która ponad 15 lat przepracowała przy ul. Krakowskiej wtedy VIS.
Samo ostrze żyletki nazywa się żądełkiem. Ono decyduje o wartości nożyka. Oczywiście ważny jest także gatunek stali, ale źle naostrzona żyletka, choćby z najlepszego surowca to szmelc (…) Zespół inżynierski z Rawy chce rozgryźć tajemnicę dobrej żyletki. Żadna zagraniczna firma tego nie zdradzi. Trzeba samu dojść…
31 grudnia 1971 utworzono Przedsiębiorstwo Państwowe Kombinat Przemysłu Narzędziowego „VIS”, złożone z FWP w Warszawie, dwóch innych fabryk oraz kilku branżowych hurtowni narzędziowych. Przedsiębiorstwa składowe kombinatu przybrały do swoich nazw słowo VIS.
Barbara trafiła do zakładu zaraz po szkole policealnej kreślarskiej.
– Właściwie to mama mi załatwiła pracę. Ja byłam bardziej zainteresowana trwającymi wakacjami, człowiek był mody – śmieje się.
Trafiła do zespołu techniczno- konstrukcyjnego, jej przyszły mąż niewiele wcześniej zatrudnił się w dziale kontroli jakości.
– Na naszym ślubie byli znajomi z zakładu – mówi. Zamieszkali też w zakładowym mieszkaniu wybudowanym przez fabrykę. Zakład rozrastał się o kolejne hale. Pracownicy jeździli do Warszawy na szkolenia. To była era dyrektora Krzysztofa Pochwata.
– Byłam niedawno na Krakowskiej i na widok biurowca zakręciła mi się w oku łezka – opowiada Barbara Błądek.
Widok ruin biurowca z pewnością aż boli. Dawne zakłady upadły. Ona tego nie doczekała, bo w 1991 r. przeszła na rentę.
– Myślę, że zakłady upadły, bo to był mercedes wśród zalewu taniej chińszczyzny. Klient wybierał tanie towary – ocenia syn pani Barbary.
"P.S. Żyletki próbowali w redakcji Przekroju i wydali o nich opinię pochwalną: Jan Błoński, Jan Kamyczek, Jan Kalkowski, Andrzej Klominek, Salami Kozerski, Lucjan Kydryński, Bracia Rojek, Zygmunt Strychalski."
Z Czesławem (imię zmienione – przy. red.) spotykamy się w kawiarni w Rawie Mazowieckiej. Zgodził się na rozmowę pod warunkiem zachowania anonimowości. Przyniósł ze sobą zdjęcia maszynopisu o dziejach zakładu.
– Dyrektor Pochwat to był niezwykły człowiek. Nie tylko specjalista, ale osoba, która do każdego podchodziła z szacunkiem. To on doprowadził fabrykę do świetności. Powstawały kolejne hale wyposażone w doskonały sprzęt. A po nim w zakładzie było coraz więcej polityki – mówi.
Czesław pełnił odpowiedzialną funkcję związaną z zakładową energetyką. Na koniec rozmowy komentuje: – Czasem przejeżdżam koło ruin dawnego biurowca zakładu i nie tylko ja się pytam, komu przeszkadzał tak wspaniały zakład?
Cytaty pochodzą z "Przekroju" z 1958 roku ze zbiorów Bartosza Błądka.
Włodzimierz Szczepański
ostatnie aktualności ‹Jak oceniasz ten artykuł?
Głosów: 25
0Komentarze
Portal eglos.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wpisu. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe lub naruszające prawo będą usuwane. Zapraszamy zainteresowanych do merytorycznej dyskusji na powyższy temat.
Pamiętam z młodości (ja się wówczas jeszcze nie goliłem, teraz też się nie golę, a tylko co dwa tygodnie refuję brodę), na te żyletki o oficjalnej nazwie "Rawa Lux" mówiło się "krwawa luks". Mój tata - oszczędny Poznaniak żyletkę po użyciu ostrzył. Tak tak - do szklanki wlewał wodę i dociskając żyletkę do ścianki pouwał nią po obwodzie w tę i z powrotem. Dzięki temu mógł tą samą żyletką ogolić się dwa, a nawet trzy razy.
Witam . Artykuł jest super ale jakieś fotki z epoki były by super .
Witam . Artykuł jest super ale jakieś fotki były by super z epoki.