Emilia Rochmińska w przedszkolu w Sadkowicach pracuje od 39 lat. (fot. Włodzimierz Szczepański)
Emilia Rochmińska w przedszkolu w Sadkowicach pracuje od 39 lat. Uczy dzieci, a nawet wnuki swoich pierwszych wychowanków. Maluchy mówią na nią ciocia albo babcia. Zawód dał jej siłę w trudnym momencie życia, gdy los zadał cios, a jej wnuczek z dnia na dzień został niepełnosprawny.
Przedszkole mieści się w Zespole Szkół w Sadkowicach. Siedzimy przy stoliku maluchów. Na tablicy literki i pomoce naukowe, kolorowo. Rok pracowała jako kierownik Klubu Rolnika, gdy zwolnił się etat przeszła do placówki oświatowej.
– Skończyłam Technikum Ogrodnicze – przyznaje pani Emilia i dodaje: – Zawód nauczyciela był mi jednak pisany. To we mnie tkwiło. W mojej rodzinie byli nauczyciele.
Przedszkole, w którym zaczęła pracę z dziećmi mieściło się jeszcze wtedy w małym budyneczku w centrum Sadkowic.
– Teraz uczę dzieci moich dzieci, pierwszych wychowanków. Po rysach twarzy wiem, czyje jest to dziecko. Często temperament idzie w parze z genami. Teraz dzieci są śmielsze, odważniejsze, bardziej rozgadane – opowiada.
Maluchy mówią do niej ciocia albo babcia.
– Gdy idę do grupy, gdzie jest wnuczka, to zaraz woła do mnie – babcia! A za nim połowa grupy i przybiegają się przytulić (a w moim przypadku mają do czego) – żartuje.
Gdyby miała wybrać zawód raz jeszcze – jak zapewnia – zostałaby nauczycielem. Wybrałaby jednak nie przedszkole, ale szkołę podstawową, czysto z pragmatycznego powodu – większych zarobków.
– W szkole wołałabym pracować z młodszymi dziećmi. Jest to ciężka praca, nawet trudniejsza od uczenia starszych uczniów, ale znacznie wdzięczniejsza – mówi.
Nie wyobraża sobie życia bez pracy w przedszkolu. Nie zamierza rezygnować. Nawet gdy odejdzie, czeka ją w domu, przedszkole wnuków. W tym szczególnej opieki wymaga niepełnosprawny Marcel. Dwa razy w tygodniu mama chłopca z pomocą babci Emilii jeździ z nim na rehabilitację do Warszawy. Chłopiec nie mówi, nie chodzi. Poświęciła się jego opiece.
Marcel urodził się zdrowy. Miał trochę ponad rok, gdy zaczął kasłać i po chwili stracił oddech. Jego rodzice wezwali pogotowie. Zachorował, na bezobjawowe zapalenie płuc i oskrzeli. Chwila niedotlenienia wystarczyła, aby chłopczyk stał się niepełnosprawny.
– W tym roku zmarł mój syn, tata Marcela. Wiem, że nie mógł się pogodzić z tym, co przytrafiło się jego dziecku. Nie mogłam wnuka zostawić bez pomocy. To kwestia charakteru, a mój zawód w tej sytuacji bardzo się przydał, bo nie uległam panice. Kończyłam psychologię, odbywałam praktyki w szkole specjalnej. Po latach zdobyta wówczas wiedza przydała się – mówi Emilia Rochmińska.
Włodzimierz Szczepański
ostatnie aktualności ‹Jak oceniasz ten artykuł?
Głosów: 20
0Komentarze
Portal eglos.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wpisu. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe lub naruszające prawo będą usuwane. Zapraszamy zainteresowanych do merytorycznej dyskusji na powyższy temat.