- Sprawa tylko z pozoru wydaje się zabawna, na pewno taką nie jest z punktu widzenia nauczyciela, który utrzymuje, że w pracy poddawany był mobbingowi, a pozew szkoły był krokiem, który miał uprzedzić decyzję pedagoga o pozwaniu dyrekcji Ekonomika. Proces rusza przed Sądem Pracy w Skierniewicach.
- Mało prawdopodobnym wydaje się jednak, by pozwanej nauczycielce pomogli koledzy z pracy. Nie przesądzając, nakłonienie świadków, aby wystąpili przeciwko swojemu szefowi (z zastrzeżeniem, że mieliby ku temu powody) to czysta ekwilibrystyka.
Od trzech miesięcy wokół tematu w mieście panuje niezręczne milczenie. Niezręczne, bo żadna ze stron nie jest zainteresowana, by przed rozpoczęciem procesu odnieść się do problemu. Z jednej strony prawem zatrudnionego jest zrezygnować ze świadczenia pracy na rzecz danej firmy, z drugiej do przyjęcia są argumenty, że „rzucanie papierami” też rządzi się określonymi prawami. Gdyby reguł brakło, „rządy pracowników” nie byłyby tylko atrakcyjnym pojęciem ekonomicznych publicystów, a stanem, który zrujnowałby każdego wymagającego, czy niesympatycznego szefa.
Wracając do sprawy, rzecz dotyczy nauczyciela zawodu w dobrej skierniewickiej szkole. Jak wynika z korespondencji, która trafiła do redakcji – pedagog był wyjątkowo lubiany, szanowany, czy wręcz polecany sobie przez rodziców, decydujących o przyszłości dzieci. Celowo nie wskazuję autora korespondencji, bo uwiarygodnienie, kto faktycznie kierował list, jest niemożliwe. Dyrekcja szkoły miała konsekwentnie sekować nauczycielkę o szczególnie miłej aparycji.
Zacznijmy od kwestii 12 000 złotych, których zapłaty domaga się od nauczycielki szkoła. Odszkodowanie przysługuje w wysokości wynagrodzenia pracownika za okres wypowiedzenia, a Karta Nauczyciela wskazuje, że rozwiązanie umowy o pracę „zawartej na czas nieokreślony następuje z końcem roku szkolnego, za trzymiesięcznym wypowiedzeniem”. Pracodawca zaś – tu wyrok Sądu Najwyższego – z którym pracownik niezasadnie rozwiązał umowę o pracę bez wypowiedzenia, ma prawo do odszkodowania.
Faktem, na który pewno powoła się pozwana, jest, że pozew otrzymała w terminie który z powodzeniem można uznać, za atak wyprzedzający ze strony szkoły. Wcześniej skierowała mejla ponaglającego o wypłatę odprawy w wysokości 16 tysięcy złotych.
W wydziale oświaty miejskiego ratusza słyszymy, że w kwestiach pracowniczych dyrektor jest suwerenny, a sprawą faktycznie interesował się prezydent miasta, który z kolei – również przyjął argumentację dyrektor szkoły, ale w politykę personalną zarządzającej nie ingeruje.
Obie strony podtrzymują argumenty o dyskredytacji – nauczycielki przez dyrektor, dyrektor przez nauczyciela zawodu. Szkoła z kolei w zanadrzu ma broń defensywną – dokument Wewnętrznej Polityki antymobbingowej w Zespole Szkół nr 3.
Nauczycielka miała być zmuszana do podjęcia kolejnych studiów, a staże branżowe musiała odbyć w czasie wolnym od pracy, do czego również miała zostać zmuszona. Sytuacja z punktu widzenia dyrektor szkoły oczywista – staż w godzinach pracy to de facto konieczność zapłacenia dwóm nauczycielom za jedną lekcję – temu, który podnosi swoje kompetencje i drugiemu – zastępującemu go.
Nauczyciel miał aktywnie sprzeciwiać się polityce zarządzającej szkołą, w konsekwencji utracić prestiżowy staż w Hotelu Europejskim w Warszawie (decyzje o skierowaniu na staż podejmuje dyrektor).
Przed nami proces o tyle ciekawy, bo trudno sobie wyobrazić, że w sytuacji podległości służbowej, któryś z dotychczasowych współpracowników nauczycielki zechce być jej świadkiem, zeznawać na korzyść pozwanej. Jak udaje nam się natomiast potwierdzić, świadkiem pozwanej ma być m.in. były dyrektor szkoły, zatem osoba, której aktualnie kierująca szkołą podlegała służbowo.
Jeżeli pracodawca dopuścił się ciężkiego naruszenia podstawowych obowiązków wobec pracownika, w takim przypadku przysługuje nauczycielce odszkodowanie w wysokości wynagrodzenia za okres wypowiedzenia.
Proces w przededniu rekrutacji pewno nie wpłynie na decyzje rodziców o wyborze szkoły dla dzieci, wszak wyniki edukacyjne młodzieży przemawiają za takim właśnie wskazaniem, o ile jednak strony zechcą, by ten toczył się z udziałem publiczności, zobaczymy, jak wygląda oświata od kuchni, czytaj – pokoju nauczycielskiego.
Jak oceniasz ten artykuł?
Głosów: 49
16Komentarze
Portal eglos.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wpisu. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe lub naruszające prawo będą usuwane. Zapraszamy zainteresowanych do merytorycznej dyskusji na powyższy temat.
Przecież nauczyciel pracuje 40 godz. w tygodniu. 18 dydaktycznych, reszta np. na dokształcanie. Całe polskie szkolnictwo tak funkcjonuje. to o jakim czasie wolnym tego konkretnego nauczyciela jest mowa w tym artykule.
Bardziej nieskładnego artykułu dawno nie czytałam. Trudno coś ztozumieć.
To, że staż proponuje się nauczycielowi w czasie wolnym nie jest niczym specjalnym. Zdarzają się takie propozycje. Co do reszty - słowa przeciw słowom. Niech sąd rozstrzygnie,
Zamieściłeś na naszym portalu komentarz, który został usunięty, z uwagi na niezgodność z regulaminem świadczenia usług przez eglos.pl (zapoznaj się tutaj)
• użyłeś słów wulgarnych
• treść komentarza jest rasistowska, antysemicka, propagująca przemoc i nienawiść, raniąca lub godząca w czyjś system wartości, poczucie estetyki i dobrego smaku, uczucia, a także uczucia religijne lub w inny sposób łamiąca prawo,
• komentarz ma charakter kryptoreklamy lub zawiera dane osobowe.
Znam panią dyrektor jeszcze z klasyka. Zawsze była nienormalna. Nauczycielka zapewne ma rację, nie trudno uwierzyć, że stosowała mobbing. W stosunku do uczniów (głównie uczennic) także to robiła
Czemu w artykule brakuje wypowiedzi szkoły, taki jednostronny atak jest kompletnie nierzetelny.
Tragiczny artykuł, dla Pani Redaktor polecam wziąć rozpęd i walnąć barnka w ściane
O kogo chodzi? Tutaj jesteście anonimowi to możecie napisać
O nauczycielkę jakiego przedmiotu chodzi ?
A co cię to obchodzi były uczniu? Zajmij się aktualnym swoim życiem.
Też się chętnie dowiem? Bo napewno i mnie uczyła ta pani wymagająca od innych a nie od siebie.
Mogę się podpisać obiema rękoma pod tym co wcześniej napisała "Matka". Lekcje on-line żenada, do tego obrażanie, czy może raczej ośmieszanie w oczach uczniów innego nauczyciela tego samego przedmiotu. Notabene nauczyciela, ktory po pani spaktakularnym odejściu przejął nauczanie w tej klasie. Dla mnie to żenada.
Co to ma za znaczenie jak były prowadzone lekcje do mobbingu i przymuszania do stażu w czasie wolnym od pracy? Prawda jest taka że nauczycieli się zmusza do pracy po kilkanaście godzin dziennie za pensje niewiele wyzsza od najniższej krajowej. Pomijam wfistow bo oni nie muszą się przygotowywać ani sprawdzać klasówek.
Pani nauczycielka, o której mowa uczyła moje dziecko. Nie wiem, jak wyglądały lekcje w szkole, ale lekcje online to była żenada. Jeżeli w ogóle się odbywały, bo pani często nie było. Albo trzy godziny lekcyjne załatwiała w 20 minut. Strach pomyśleć, jak uczniowie zdadzą teraz egzamin zawodowy.
Teraz to każdy będzie źle się wypowiadać o tej nauczycielce. Trzeba było reagować wcześniej jak widziała Pani że jest coś nie tak. Żal mi takich ludzi jak Pani. Łatwo oceniać innych teraz jak się szum zrobił. Zero empatii
Zatem szkoła powinna dać na mszę, ze się Pani zwolniła, hehehe