(fot. Anna Wójcik-Brzezińska)
W swoim dwunastoletnim życiu przeszedł pięć operacji korekcji serca. Pozostaje niepoprawnym optymistą. – Nie boję się życia, wierzę, że będzie dobrze. Fachowo instruuje, gdy pytamy o zabieg, na którego przeprowadzenie jego mama zbiera fundusze: – Tym razem to nie operacja, powinno być lżej. Nikt nie będzie rozcinał mojej klatki piersiowej.
– U mnie wszystko w porządku. Pimpuś jak był, tak jest. Mój ukochany pies towarzyszy mi we wszystkim co dobre, czy złe. Jak wróciliśmy po operacji z Niemiec pięć lat temu myślałem, że to już koniec. W gruncie rzeczy tym razem się nie boję, bo to już nie operacja, nie będą mnie rozcinać. Lekarze mówią, że chodzi o cewnikowanie. Dam radę – mówi Kamil.
Pierwszą operację przeszedł niedługo po przyjściu na świat. Wadę, którą ma niefachowcy nazywają – brakiem połówki serca. Gdy w lipcu 2014 roku wyjeżdżał na operację do kliniki w Munster w Niemczech walczył o każdy łyk powietrza. Od skierniewiczan, którzy zebrali pieniądze (37,5 tys. EURO) na jego operację, dostał rower i dedykację – normalnego życia! Niewielu miało odwagę choćby pomyśleć, że chłopiec może nie wrócić.
– Żyję normalnie. Uwielbiam czytać książki przygodowe. Męczę się, jak za dużo się ruszam, ale to chyba normalne, prawda? – śmieje się serdecznie.
Próbuje nie okazywać słabości.
Łącznie na jego sercu do dziś lekarze przeprowadzili pięć operacji, każda mogła być ostatnią.
– Ma ogromną wolę życia. Dajemy radę – uśmiecha się smutno pani Agnieszka, mama Kamila Kobyłeckiego.
Samotnie wychowuje trójkę dzieci. Nie jest w stanie ponieść wydatków na leczenie synka.
– Pięć lat temu zaciągnęliśmy ogromny dług serca, nie miałam odwagi prosić raz jeszcze. Myślałam, że dam radę. Nie dałam – mówi.
Wada serca nie pozostała bez wpływu na organizm Kamila, chłopiec wymaga specjalistycznej opieki.
– Musiałam zrezygnować z pracy. Nie jest łatwo – mówi kobieta. – Zbyt wąskie tętnice znów zabierają oddech synkowi, brak odporności organizmu uniemożliwia mu normalne funkcjonowanie. W grudniu nie był nawet dnia w szkole. Bardzo to przeżywa. Widzę jak się męczy, jak coraz trudniej łapie oddech. Boję się, że nie zdążymy… – urywa.
– Musimy poszerzyć tętnicę lewą płucną. Przez zwężenie zaczynamy mieć problemy. Żyły szyjne i biodrowe u Kamila nie są drożne, potrzebujemy pomocy lekarza. Tym razem to nie operacja, to cewnikowanie. Jesteśmy po próbie przeprowadzonej w Polsce, niestety nie poszło jak należy – tłumaczy mama chłopca.
– Nie boję się. Trzeba to trzeba – przerywa mamie Kamil. Uśmiecha się ciepło. – Nie przejmuj się mamo – szepcze.
– Kwalifikacje mamy już w ręku, przeszkodą są fundusze, a raczej ich brak – tłumaczy pani Agnieszka.
Niemieccy lekarze mówią, że zabieg trzeba przeprowadzić pilnie.
– Jadę na serwis – Kamil jest wyraźnie rozbawiony swoimi słowami.
Od dwunastolatka spokoju i dystansu do największych życiowych trudności dorośli mogą się uczyć. Rzeczowo wyjaśnia, że przed nim zabieg, nie operacja, że po pięciu dniach pobytu w klinice w Niemczech powinien wrócić do domu. Tym razem będzie łatwiej – powtarza.
– Nie będą otwierać klaty, wbiją się tylko w moje tętnice, poszerzą je. Cewnikowanie to nie jest bardzo skomplikowane, ale w Polsce nikt tego mi nie zrobi – mówi.
– Ciągły strach, nieprzespane noce, regularne wizyty u lekarzy, to nasze życie, zwykła codzienność. Serce mojego synka wielokrotnie ratowane po raz kolejny wymaga pomocy – mówi Agnieszka Kobyłecka. – Jedyną szansą dla mojego syna jest profesor Malec z niemieckiej kliniki w Munster. Pięć lat temu go operował, tym razem również zadeklarował, że zajmie się Kamilem.
Zbiórka dla Kamila prowadzona jest na największej polskiej platformie pomagania. Wystarczy wejść na stronę:
www.siepomaga.pl/kamil-kobylecki
i wesprzeć akcję. Każdy grosz się liczy. Zbiórka kończy się 24 kwietnia.
Jak oceniasz ten artykuł?
Głosów: 8
0Komentarze
Portal eglos.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wpisu. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe lub naruszające prawo będą usuwane. Zapraszamy zainteresowanych do merytorycznej dyskusji na powyższy temat.