Do naszego miasta Wyścig Pokoju zawitał trzy razy. Dwa razy w swojej oryginalnej formule, w 1979 roku oraz 1987. Raz przejechał przez miasto w 2002 roku, już jako wyścig drużyn zawodowych, w który się przekształcił w 1996 roku.
Wzbudził on w mieście olbrzymią sensacje, a tłumy mieszkańców ustawiły się na trasie przejazdu. Każdy mógł osobiście obejrzeć wydarzenia znane z radia czy telewizji. Na jednym z prezentowanych w tym numerze zdjęć, udało się Mariuszowi Pierzankowskiemu uchwycić Stanisława Szozdę, niekwestionowaną gwiazdę polskiego kolarstwa. Na zdjęciach z 1987 roku mamy też na brzegu uchwyconego zawodnika kadry amerykańskiej. Z ich udziałem w tym wyścigu wiąże się pewna ciekawa historia. Do końca nie było wiadomo, czy pojadą, z uwagi na wydarzenia, które miały miejsce rok wcześniej. Mianowicie wyścig w 1986 miał mieć start w Kijowie. Miało to miejsce wkrótce po katastrofie w Czarnobylu. Drużyna amerykańska, trenująca na Śląsku doprowadziła do małego skandalu. Dowiedziała się, ze swoich źródeł, o awarii w elektrowni i o skażeniu radioaktywną chmurą, spakowała się i wyjechała pośpiesznie. Zdążyli ostrzec jeszcze polskich kolarzy. Ci kategorycznie odmówili wyjazdu na Ukrainę, mimo próśb i gróźb. Stanęło na daleko idącym kompromisie. Polacy wystartowali, ale zabrali do Kijowa swoją wodę i jedzenie. Cały ukraiński odcinek przejechali w ortalionowych dresach z kapturami na gumkę. Dziś odnalezienie zdjęć czy kronik przedstawiających ten etap nie jest proste niestety.
Radosław Stefanek
70 lat temu narodziła się wielka sportowa impreza: "Wyścig pokoju". Cieszyła się ona niesłabnącą popularnością przez kilkadziesiąt lat, chociaż jej początki były skromne. Pierwszy wyścig był nietypowy, bo w zasadzie był podwójny. Kolarze ścigali się na trasie z Warszawy do Pragi oraz równolegle z Pragi do Warszawy. W pierwszej edycji startowały drużyny z Polski, Czechosłowacji, Bułgarii, Rumuni i Jugosławii. Wygrali ostatni, pierwszy i ostatni raz w historii turnieju. Cztery lata później dołączyła drużyna NRD, wtedy to Berlin dołączył do miast gospodarzy wyścigu. Przez kolejne lata trasę stanowił trójkąt Berlin-Praga-Warszawa (w różnej konfiguracji). Jak to bywało w czasach PRL, cały wyścig miał odpowiednią oprawę propagandową. Równolegle do oficjalnego przekazu z radia i gazet, kibice opowiadali sobie różne legendy z trasy przejazdu. Jedna z nich dotyczyła finiszu Stanisława Królaka w 1956 roku. Jako pierwszy Polak wygrał wyścig i miał rzekomo w tunelu pod trybunami stadionu narodowego, na którym była meta, miał sięgnąć po pompkę i zdzielić nią zawodnika ZSRR. Nic takiego nie miało miejsca w rzeczywistości, ale wystarczyło to do spotęgowania legendy Królaka.
Jak oceniasz ten artykuł?
Głosów: 1
0Komentarze
Portal eglos.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wpisu. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe lub naruszające prawo będą usuwane. Zapraszamy zainteresowanych do merytorycznej dyskusji na powyższy temat.