(Fot. Włodzimierz Szczepański)
W rubryce zawód może wpisać sobie – modelarz kolejowy. Zapewnia, że nawet z tego da się utrzymać. Jarosław Ruszkowski pochodzi z kolejarskiej rodziny. Chociaż maszynistą nie jest, ale bywa, że czasem prowadzi swój pociąg, który wjeżdża na swój dworzec kolejowy.
Na peronie stoi para i całuje się namiętnie. Obok pan, któremu lokomotywa rozwiała płaszcz. Jarosław Ruszkowski pincetą poprawia „ludziki”.
– Oczywiście, zaczęło się w dzieciństwie. Miałem cztery lat, gdy z tatą zrobiłem pierwszą makietę – opowiada.
Jego ojciec był nie tylko modelarzem, ale też pracował na kolei. Podobnie jak dziadek. Tylko on nie poszedł w kolejarski fach. Chociaż niejednego mógłby „zagiąć” swoją wiedzą lokomotywach, zwrotnicach, itd.
– Syn jest maszynistą. Siedzi też na stacji, jako dyżurny ruchu. No i jest tutaj ze mną – wtrąca.
Rozmawiamy w Muzeum Lniarstwa w Żyrardowie podczas Drugich Żyrardowskich Spotkań Modelarzy Kolejowych. Wokół gwar, a hałas potęgują kolejki, których dźwięk naśladuje kilkutysięczniekrotnie większe oryginały. Jarosław Ruszkowski należy do Niezależnego Kolejowego Projektu Modelarskiego, które wraz z Muzeum przygotowało spotkanie. ZOBACZ ZDJĘCIA.
– Przed rokiem przyszedłem do dyrektora Jacka Czubaka i zaproponowałem zorganizowanie takiej wystawy, bo na Mazowszu generalnie mało się dzieje. Jeździmy po wystawach po całym kraju, a nasz region jest białą plamą. Jedyna wydarzenie to pod koniec sierpnia Warszawa Bielany – mówi.
Okazuje się, że dziecięca zabawa stała się zawodem. I jak jego syn musi wykazać się wiedzą kolejarską.
– Zacząłem niedawno, bo trzy lata temu w firmie, której prowadziłem obsługę makiet, ich montaż. Teraz prowadzę swoją firmę modelarską. Buduje makiety. Da się z tego wyżyć – zapewnia.
Wykonuje makiety w skali H0 lub inaczej 1:87. Do tego dochodzi odpowiednik makiet kolejek wąskotorowych. Czasem powstają klubowe projekty, wtedy dochodzi do emocjonujących dyskusji. Rozmów na temat szczegółów architektonicznych albo wagonów jak wyglądały.
Na stoisku obok słychać okrzyk zachwytu jakiegoś chłopca. Wbrew pozorom to nie są zabawki do dzieci.
– Aby być modelarzem trzeba wyrosnąć z etapu zderzeń i katastrof na torach. Zwłaszcza że niektóre modele są warte kilka, kilkadziesiąt tysięcy złotych – wylicza.
W Polsce jest kilka firm, które specjalizuje się w budowie modeli.
– A my dostajemy potem taki „plastikowy”, surowy. Malujemy, postarzamy, dorabiamy szczegóły. Oczywiście, że ma swój ulubiony. Bardzo długo na niego odkładałem. Ma wgrane dźwięki prawdziwego wagonu – mówi Ruszkowski.
Na spotkaniu kolejowych modelarzy widać, że to świat zdominowany przez mężczyzn.
– No, kobiet jest niewiele. Przyjeżdżają z nami żony. Niektóre są maszynistami. No, bo my na tych torach makiet prowadzimy ruch jak w rzeczywistości. Każdy maszynista jest przypisany do składu, dostaje elektryczny manipulator. Na stacjach wpisuje się do dziennika, musi stosować do wskaźników, sygnalizacji semaforów, czy uwag dyżurnych ruchu – opowiada.
Z kolegami już się umówił, że następny skład to on prowadzi.
Włodzimierz Szczepański
ostatnie aktualności ‹Jak oceniasz ten artykuł?
Głosów: 3
0Komentarze
Portal eglos.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wpisu. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe lub naruszające prawo będą usuwane. Zapraszamy zainteresowanych do merytorycznej dyskusji na powyższy temat.