(fot. Nadesłane)
Najbardziej poruszają zaginięcia dzieci. Wtedy wszyscy szukają, sprawy długo zostają w głowie. Tymczasem są i te, które zacierają się w pamięci. Blakną jak stara fotografie w dowodzie. Tylko pustka w sercu nie pozwala zapomnieć.
– Mama przez lata wychodziła na drogę. Liczyła, że się pojawi, może go ujrzy. Mama ma teraz 83-lata i nie pamięta, że zaginął. Pyta o brata, ale myśli, że jest mały. Tak to bywa u starszych ludzi – opisuje Małgorzata Skłodowska, siostra Sylwestra Jana Rdesa, który zaginął w lutową noc.
Przed kilkoma tygodniami do naszej redakcji dotarła wiadomość, że pani Małgorzata poszukuje swego brata. Zaginął 19 lutego 2007 roku. Minęły lata, a ona wciąż go szuka. Dlaczego?
– Nie ma dnia, żebym nie myślała o bracie. Chciałabym, żeby ta sprawa się wyjaśniła, wreszcie. Różne myśli do głowy przychodzą. Jest takie gdybanie, co mogło się stać ? Tęsknię za bratem. To mój jedyny brat – dodaje.
Sylwester Jan Rdes zaginął 19 lutego 2007 roku. Miał wtedy 43 lata. Mieszkał w Lisowoli, w powiecie żyrardowskim, w województwie mazowieckim. Pracował w Jednostce Wojskowej w Puszczy Mariańskiej. Miał też rentę chorobową.
– Idę do kolegów, to były jego ostatnie słowa. Zawsze brat wracał do domu. Mieszkał z mamą i zawsze ją informował. Tego dnia też powiedział, gdzie idzie i że zaraz wróci – tłumaczy i w pamięci został jeszcze jeden szczegół: – Jeszcze jedno. Nie wiem, czy to ma jakiś znaczenie. Brat wyszedł z psem do kolegów. Pies wrócił, a brat nie.
Wyszedł z domu na spotkanie z kolegami w miejscowości Emilianów. Kompanów miał opuścić ok. godz. 23 i ruszył do domu. To tylko 1,5 km.
– Nic. Ślad zaginął. Sprowadzane tropiące psy nie podjęły żadnego śladu. Człowiek przecież nie igła – z żalem dodaje Małgorzata Skłodowska.
Rodzina sprawdziła okoliczne szpitale w Skierniewicach i Żyrardowie. Leczył się u psychiatry, ale przed zaginięciem nie przyjmował leków.
Rocznie na policję zgłaszanych jest prawie 20 000 zaginięć! Kolejne 6 000 to dzieci. Te liczby zaskakują. Strona Fundacji ITAKA najbardziej znanej organizacji zajmującej się poszukiwaniami zawiera bazę zaginionych. Niemal każdego dnia pojawia się kolejne zdjęcie. Od 17-letnich dziewczyn, po 77-letnich staruszków. Jest jeszcze jedna baza osób, które – np. wypadku, choroby – straciły swoją tożsamość.
– Jeśli rozpoznasz w kimś swojego dawnego sąsiada, członka rodziny bądź znajomego, prosimy skontaktuj się z nami – dodają
Jak oceniasz ten artykuł?
Głosów: 476
4Komentarze
Portal eglos.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wpisu. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe lub naruszające prawo będą usuwane. Zapraszamy zainteresowanych do merytorycznej dyskusji na powyższy temat.
Nie można się oglądać na instytucje, że one za rodzinę coś mają robić. Jeżeli w rodzinie jest osoba z choroba psychiczna stwierdzoną, stwarza zagrożenie dla siebie i innych to należy zgłosić to do lekarza rodzinnego, aby wypisał zlecenie na karetkę. Wezwać też policje. Odwiozą i wyleczą. A jak nie to w chwili nieracjonalnego zachowania wezwać policję i karetkę. Każdy chce pomoc, ale aby tylko rąk nie umoczyć. Sąsiedzi też będą narzekać ale nie zadzwonią. To chodzi o wyleczenie chorego człowieka.
W Polsce nie ma pomocy dla chorych i ich rodzin Mój mąż miał depresje schizofrenię Szedł na dno a my,rodzina która go przekochala razem z nim nie umielismy mu pomóc choć ponad 30 lat małżeństwa ,dorosłe wykształcone dzieci Żadna patologia z tym się to według niektórych wiaze a to bzdura To może dotknąć każdego Od pół roku juz go niema zmarł chodzę na terapie.Ale będzie w naszych sercach sercu do końca życia
Mój brat (52 lata) też jest chory umysłowo i od grudnia nie bierze leków. Koszmar. Nie można nic zrobić, bo nie zachowuje się niebezpiecznie dla ludzi. Ale że rozwala mieszkanie (naruszenie ściany nośnej) , wypisuje na klatce głupoty, które ściera i pisze nowe, chodzi zaniedbany, zlikwidował stare, ale funkcjonalne meble kuchenne (mówił, że gniły, że były robaki, że widział już żaby i czekać, aż przyjdą szczury...) Sąsiedzi się skarżą, ale nikt nie zgłosi policji z zastrzeżeniem anonimowości. Byłem w MOPS, napisałem pismo, które ma uruchomić sprawę, czekam trzeci tydzień... i co zrobić? Zdechniemy z głodu i tyle!!!
Ale on nie chodzi z niebezpiecznymi narzędziami, nie grozi zabiciem kogoś czy siebie. Więc nie ma podstaw do zabrania na przymusowe leczenie. Ponadto, nikt z ludzi nie zgłaszał policji żadnych incydentów z jego udziałem, choć były takie. A jeszcze nocne remonty, które prowadził w styczniu i lutym. I sąsiadom jakoś nie przeszkadzało...
W rodzinie był przypadek że osoba odmówiła przyjmowania leków, leczenia, miała zwidy, chodziła z nożem. Została ubezwłasnowolniona i już nie miała nic do powiedzenia, leki albo szpital psychiatryczny
Poproś lekarza o skierowanie do szpitala psychiatrycznego z transportem medycznym. Jeśli nie będzie chciał wyjsc z domu wzywa się policje i załaduje do karetki. Tak musieliśmy zrobić. Po kilkutygudniowym pobycie w szpitalu jak nowy człowiek i bierze leki. Powodzenia! Ps. Nigdy nie był ubezwlasnowolniony ;) tak wiece załatwić karetkę i ewentualnie policję.