Dzikość na działce u pani Krystyny

(Fot. Sławomir Burzyński)

Krystyna Piotrowicz ze Skierniewic do sprawy działki podchodzi bezkompromisowo. Wszytko jest dla roślin, owadów i drobnych żyjątek, ona jest tu tylko gościem. I tak od trzydziestu lat.

Z asfaltu drogi wojewódzkiej trzeba skręcić w wąską drogę, która kilkanaście metrów dalej przechodzi w polną dróżkę. Mijamy lasek i po prawej stronie jest zachwaszczone pole. To sąsiad Krystyny Piotrowicz robi interes na unijnych dopłatach. A po lewej wybuchają kolory – zaczyna się działka pani Krystyny i jej męża Darka.

1.

– Trzydzieści lat temu było tu pole i do tej pory na działce staramy się zachować charakter dzikości – opowiada, lawirując między kwiatami – bo ścieżek tu nie ma – do czegoś na kształt miniaturowej szopy. Oto domek dla owadów, jeden z wielu na działce.

– To spa owadów. Jak nie pszczoła samotnica trafi, to jakiś pająk. Nikogo nie zabijam. Mam na działce trzy rodzaje jaszczurek, a pod tamtym stosem drewna jest siedlisko padalców. A te dęby Darek sadził. Jak one wyrosły!

Krystyna Piotrowicz, przez dziesięciolecia związana ze skierniewicką kulturą – pracowała w kinie Polonez – ma swoją pasję, która na emeryturze wyszła w całej okazałości: przyrodę. Jak opowiada, jeszcze będąc dzieckiem wsadzała w ziemię patyki (dziś powiedziałaby: sztobry) i potem obserwowała, co się z nimi dzieje. – Byłam szczęśliwa, jak puszczały listki!

2.

Jest jeden odległy zakątek działki, gdzie Krystyna Piotrowicz stara się nie chodzić. Rzecz w tym, żeby ptaków nie niepokoić, gdy zakładają gniazda. Wysoko wśród gałęzi wisi budka. Mieszka w niej puszczyk.

– Może będzie miał dzieci – cieszy się pani Krystyna.

Budek na działce jest bez liku, niektóre stare i opuszczone przez ptaki – ale zawsze ktoś w nich zamieszka, choćby rodzina pająków, więc zostają. Podobnie jak domki dla owadów. Drewniane bale z nawierconymi dziurkami, przekładane gliną i trzciną.

– Na daszku tego domku widziałam zaskrońca, wylinkę zrzucał.

A pośrodku królestwo obżartych karasi oraz pijawek. Oczko wodne, serce ogrodu.

3.

Przygoda z łabędziem wyglądała jak ze snu.

Któregoś dnia po przyjeździe na działkę zobaczyła przy oczku wodnym pośrodku ogrodu coś białego. Ki diabeł, prześcieradło? – pomyślała, a wtedy biel zaczęła się zbliżać... Z oczka wyszedł okazały łabędź, ale ptaszysko miało ciasno i nie mogło poderwać się do lotu, więc poczłapało w kierunku kobiety.

– Ja tyłem, tyłem, a on za mną. Nie jestem Ledą! – zakrzyknęła skierniewiczanka i tak doszli razem do ogrodzenia. – Łabędź zaczął szczypać siatkę dając mi do zrozumienia, że nie może wyjść. Otworzyłam mu więc furtkę, wyszedł i wystartował. A z dziesięć minut później przeleciał nad działką kilka razy, jakby mi dziękował.

4.

Trafiamy do niechciajek.

– Niechciajki to rośliny, których ktoś nie chciał i wyrzucił, albo dał mnie. Tu są róże, chciano się ich pozbyć i je wzięłam. Są fantastyczne – zachwala z lekką przesadą, bo Krystyna Piotrowicz jest wielką miłośniczką, żeby nie powiedzieć fanatyczką, róż.

Niechciajki to nie tylko rośliny. Prawie całe ruchome wyposażenie działki i domku pochodzi z odrzutów. A część po prostu ze śmietnika. Pani Krystyna je odnawia, dając przedmiotom drugie życie. Fotele? Ze śmietnika. Lampka, przerobiona na elektryczną? A jakże, ze śmietnika.

Zupełnie osobną kategorią niechciajek są prawdziwe niechciajki, czyli rośliny na działce pani Krystyny niepożądane. Najwięcej ich na brzegu Rawki, z którą graniczy działka.

– Niecierpek pospolity, tfu! Przywędrował do nas, nasze rośliny zabija – wyrywa niechciane zielsko, a nabrzmiałe torebki pękają, tryskając kaskadami owoców.

5.

Rzeka Rawka to ozdoba i jednocześnie utrapienie. Przepływa tuż przy działce, z czym wiążą się nieproszone wizyty kajakarzy.

– Powątpiewam przez to w ideę parku krajobrazowego, jakim jest część Puszczy Bolimowskiej. W sezonie wypływają kajaki i są wśród nich grupy porządne, ale są też chamskie, zostawiające mnóstwo śmieci po sobie – narzeka skierniewiczanka.

Od rzeki ciągnie chłodem, późnym popołudniem pojawiają się komary. Mnóstwo komarów.

Koniec zwiedzania dzikiej, zadbanej działki Krystyny Piotrowicz. Jeszcze z daleka rumieni się trojeść bulwiasta – chwast motyli, uwielbiany też przez pszczoły, a obok rdzawo płonie kępa liliowca, pieczołowicie wyhodowanego z nasionek. To roślina długowieczna, będzie cieszyła oczy przez wiele lat.


Fot. Sławomir Burzyński

Sławomir Burzyński

ostatnie aktualności ‹

Jak oceniasz ten artykuł?

Głosów: 2

  • 1
    BARDZO PRZYDATNY
    BARDZO PRZYDATNY
  • 0
    ZASKAKUJĄCY
    ZASKAKUJĄCY
  • 0
    PRZYDATNY
    PRZYDATNY
  • 1
    OBOJĘTNY
    OBOJĘTNY
  • 0
    NIEPRZYDATNY
    NIEPRZYDATNY
  • 0
    WKURZAJĄCY
    WKURZAJĄCY
  • 0
    BRAK SŁÓW
    BRAK SŁÓW

0Komentarze

dodaj komentarze

Portal eglos.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wpisu. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe lub naruszające prawo będą usuwane. Zapraszamy zainteresowanych do merytorycznej dyskusji na powyższy temat.

Treść niezgodna z regulaminem została usunięta. System wykrył link w treści i komentarz zostanie dodany po weryfikacji.
Aby dodać komentarz musisz podać wynik
    Nie ma jeszcze komentarzy...
tel. 603 755 223 lub napisz kontakt@glossk.pl

KUP eGŁOS

społeczeństwo

Papież Franciszek nie żyje

Palestyński inwestor wskazuje na finansowe trupy w...

Żagle na skierniewickim zalewie

Francuzi inwestują pod Skierniewicami. Głuchów...

Gdzie oddać oponę od traktora? To nie taka prosta...

Pożar auta na parkingu przychodni w Skierniewicach

Pszczelarstwo stało się modne, a to... kłopot

Magda Kubicka w Skierniewicach z programem „Chcę...

Charytatywny kiermasz wielkanocny. Nadzieja dla...