Od lewej Janina Milczarek, Grażyna Janicka, Maria Juś. (fot. Włodzimierz Szczepański)
– Teraz wreszcie mam czas dla siebie. Odkrywam w sobie talenty, których nawet się nie spodziewałam. Zmianę trzeba zacząć od siebie. Wyjść z domu – mówi Maria Juś, uczestniczka zajęć w Klubie Seniora „Druga Młodość” w Rossosze. Niedawno obchodziliśmy Europejski Dzień Seniora. Klubowiczki z Rossochy zapytaliśmy, jak to być seniorem?
Janina Milczarek przez lata pracowała w szwalni w dziale prasowalnia. To była praca stojąca, nic dziwnego, że po latach musiała przejść operację kolan. W czasach, gdy trzeba było wodę nosić wiadrami do pralki, wychowała 5-tkę dzieci. Od 11 lat jest wdową. Czy przed laty wyobrażała sobie swoją starość?
– Szczerze… Nie było na to czasu. Praca, dzieci. Człowiek nie myślał, był w kołowrotku – opowiada Milczarek.
– Dla mnie krytycznym wiekiem było 29-30 lat. Nawet nie wiem, dlaczego tak czułam. Wydawało mi się, że taka stara jestem. W dodatku wtedy zastępowałam męża w pracy. Był kierownikiem magazynów i mieszalni pasz, ja prezesem spółdzielni mieszkaniowej w Rossosze. Mnóstwo pracy i obowiązków na mnie spoczywało. No i drugi trudny okres to przejście 69 i 70 lat, w tym roku. 69 wydawało się, że jeszcze takie spoko, ale 70-tka to już brzmi poważnie – opowiada Maria Juś.
Seniorka przez lata pracowała na rawskiej porodówce. Wciąż spotyka kobiety, które wspominają ją, gdy spotkały się na oddziale. Na emeryturze pomaga dzieciom w wychowaniu wnuków. W dość powszechnym przekonaniu seniorzy są do tego zobligowani…
– Senior musi wytyczać granice, ma swoje życie. Gdy byłam w takiej sytuacji, że jedno z dzieci zakomunikowało, że przyjeżdża po mnie, abym zajęła się wnuczką, odmówiłam. Prosiłam, że mają mnie uprzedzać – dodaje Grażyna Janicka.
Przyznaje, że bała się starości. Dla niej wybawieniem był klub seniora.
– Starość nie musi być zniedołężniała i smutna. Fakt, że w ciele coś boli, uwiera, ale gdy mam przyjść do klubu, do ludzi, to Boże mój! Szybko wstaje, ubieram się porządniej i lecę. Teraz wreszcie mam czas dla siebie. Nie przejmuje się, że dziś połowę okna zostawiłam nieumytą. Odkrywam w sobie talenty, których nawet się nie spodziewałam. Kto by mi powiedział, że będę miała sprawne ręce na starość. A przy tym podgląda się innych, trochę rywalizuje, że ona zrobiła lepiej, to i ja muszę jeszcze lepiej – śmieje się.
Kobiety zgodnie twierdzą, że społeczeństwo wyraźnie się starzeje. Potrzebne będą kolejne placówki dla osób starszych.
– Takie miejsca przywracają ludziom zdrowie. Gdy się siedzi w domu przed telewizorem, nie rusza, patrzy w zegarek, to tracimy. W klubie jest możliwość porozmawiania z psychologiem. W domu nie chce się ćwiczyć, a tutaj w grupie bez ociągania i mamy do tego instruktora – wylicza Grażyna Janicka.
Zdaniem Marii Juś, zamiast narzekać, trzeba spróbować z oferty klubów, placówek dla seniorów.
– Ludzie dziwnie są oporni. Mają ofertę. Zamiast spróbować i najwyżej przekonać się, że to nie dla mnie, to wolą narzekać. Dla mnie obecność tutaj to wyjście z gorszego świata. Spotykam ludzi w podobnym wieku i podobnymi schorzeniami, problemami. Można porozmawiać, pozytywnie się nastawić. Zmianę świata trzeba zacząć od siebie. Zamiast narzekać, wyjść z domu, z pewnego schematu – radzi seniorka.
Włodzimierz Szczepański
ostatnie aktualności ‹Jak oceniasz ten artykuł?
Głosów: 2
1Komentarze
Portal eglos.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wpisu. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe lub naruszające prawo będą usuwane. Zapraszamy zainteresowanych do merytorycznej dyskusji na powyższy temat.
Kto by pomyślał?