Sztuka bez autora?

To nie ja – podkreśla Obufet Oparty. Kim jest artysta, który woli pozostawać w cieniu swoich prac? Jego wystawa w Skierniewicach zaprasza do konfrontacji z absurdem życia, pozostawiając jednak więcej pytań niż odpowiedzi. W świecie, gdzie obraz wygrywa ze słowem, to sztuka mówi wszystko — tłumaczy.

Jego prace skonfrontują nas z tym, czego być może nie chcemy widzieć w sobie i otaczającym świecie. Wystawę można zobaczyć do końca lutego w galerii CKiS. Wstęp jest bezpłatny.

Wystawa rysunku Obufet Opartego w galerii Centrum Kultury i Sztuki w Skierniewicach prezentowana będzie od 31 stycznia do 2 marca. Zaproszenie do obejrzenia prac brzmi: Nie ważne, co chciałem pokazać, ważne, co zobaczyłeś”.

Wydarzenie zapowiada się wyjątkowo, choć nie sposób nie zadać pytania – jak uda się otworzyć ekspozycję, skoro artysta tak konsekwentnie zastrzega swoje dane i unika ujawniania się?

– Nie chcę, żeby moje prace były postrzegane przez pryzmat mnie samego. To, co robię, ma mówić samo za siebie – tłumaczy. –  Nie jestem artystą. To wielkie słowo przy moich małych czynach.

 Wybór pseudonimu – celowy. „To nie ja” – powtarza. W jego słowach pobrzmiewa nie tylko pokora, ale i wyraźna potrzeba odseparowania swojej osoby od twórczości.

Kreski, pierwsze inspiracje

Jego przygoda z rysunkiem zaczęła się zanim nauczył się poprawnie trzymać kredkę.

–  Matka opowiadała, że rysowałem jeszcze zanim zacząłem pamiętać.

Skierniewiczanin  ustawia się po stronie tych badaczy, którzy dowodzą, że chłopcy pamiętają mniej szczegółów z dzieciństwa, stąd dziś opowiadanie, co tworzył, nie ma większego sensu. Gryzmolił na kartkach i tyle.
W dzieciństwie ojciec kolekcjonował etykiety zapałczane, które stały się pierwszą inspiracją wizualną. Minimalizm i oszczędność formy – to one wyznaczyły jego estetyczny kierunek.

Od małego próbował różnych technik. Gwasz, tusz, akwarele – wszystko to było eksplorowane w domowych warunkach. Jednym z pierwszych obrazów, który wspomina, jest olejny pejzaż namalowany w wieku pięciu lat. Problemy logistyczne związane z tradycyjnymi metodami twórczymi zmusiły go jednak do przeniesienia się w przestrzeń cyfrową. W 2005 roku kupił swój pierwszy tablet graficzny – początek nowej ery w jego twórczości.

Rysowanie jako dialog

Proces twórczy Obufet Opartego jest daleki od romantycznych wizji natchnienia.

–  Nie potrzebuję weny – wystarczy, że usiądę, a wszystko zaczyna się dziać samo – mówi.

To dialog z błędem, przypadkiem, materiałem. Cyfrowe narzędzia dają mu swobodę eksperymentowania.

–  Zdarza się, że nacisnę coś przez pomyłkę i nagle widzę nowy efekt. W takich momentach odkrywam nowe ścieżki.

Jego prace odzwierciedlają również wyjątkową wrażliwość na formę i detal. Fascynuje go kobieca figura, szczególnie w jej proporcjach i ruchu, co często podkreśla w subtelnych kreskach i dynamicznych kompozycjach. Kobiety mają w sobie coś magnetycznego, zwłaszcza gdy nie są zbyt małe – zauważam oglądając jego prace. Te rysunki posiadają swoisty „pieprzyk” – rodzaj zmysłowego akcentu, który wyróżnia je na tle innych.

Nieodłącznym elementem jego prac są słowa. Dla Opartego to słowo czyni przeżycia świadomymi. „To, czego nie nazwiesz, zostanie w podświadomości” – wyjaśnia. Słowa wplata w obrazy, by rozbijać oczywistość, by zmuszać odbiorcę do refleksji.

Życie z dala od „wielkiego rynku”

Artysta wielokrotnie próbował połączyć sztukę z zawodowym życiem. Pracował jako grafik, ale szybko zdał sobie sprawę, że rynek bardziej ceni techników niż twórców.

–  Ludzie piszą w ogłoszeniach, że szukają grafika, ale tak naprawdę chodzi im o kogoś, kto obsługuje ich program. Ja wolę swoje narzędzia, w których czuję się dobrze – mówi.

Jego relacja z klientami bywała burzliwa. Kiedyś projektował wizytówkę dla mężczyzny, który zażyczył sobie wzoru w stylu jarmarcznym.

–  Poczułem estetyczny opór, ale potem zrozumiałem, że to pasowało do niego. Nie robiłem przecież wizytówki dla prawnika – wspomina.

To zdarzenie – jak twierdzi – nauczyło go, że forma musi oddawać osobowość odbiorcy, a nie wyłącznie zaspokajać ambicje estetyczne twórcy.

Za jego twórczością kryje się rozbudowany aparat filozoficzny. Fascynuje go socjologia – nauka badająca funkcjonowanie społeczeństwa, relacje międzyludzkie i mechanizmy kształtujące normy oraz wartości. Uważa ją za „lustro społeczeństwa”, w którym możemy przejrzeć się, by lepiej zrozumieć siebie. Analizuje eksperymenty Ascha, które pokazują siłę konformizmu, Milgrama – badające posłuszeństwo wobec autorytetu, oraz Zimbardo, które uwidaczniają, jak sytuacje społeczne mogą wpływać na ludzkie zachowanie, pozwalają zrozumieć instynkty i ograniczenia jednostki.

„Interesuje mnie świat wokół, jeśli nie rozumiem, jak działa, pozostaje instrukcja obsługi autorytetów – tłumaczy.

Jego podejście do życia naznaczone jest także stoicyzmem – filozofią, której głównymi założeniami są dążenie do życia w zgodzie z naturą, zachowanie wewnętrznego spokoju i unikanie zbędnych emocji. Dla stoików kluczowe jest rozróżnienie między tym, na co mamy wpływ, a tym, co od nas nie zależy.

–  Kiedyś uważałem stoików za „miękkie faje”, ale teraz widzę, jak wiele mądrości w ich filozofii – wyznaje. Zachowanie spokoju, umiejętność samokontroli – to fundamenty jego światopoglądu. Uważa, że „wszelkie potrzeby należy filtrować”, bo to one niewolą człowieka.

Mniej pragnień to więcej wolności – tłumaczy, nawiązując do swojej filozofii życia.

Samotność i wolność

 „Choć żyje sam, potrafi dostrzegać w tym wartość. Samotność jest ceną wolności, a wolność jest nagrodą samotności” – twierdzi. Współczesny świat, w którym samotność staje się coraz powszechniejsza, rodzi nowe wyzwania – swobodnie rozwija ten, którego zastrzeżenie: „proszę nie używać mojego imienia i nazwiska w publikacji” mocno ograniczają pracę twórczą redaktora. Nie odkrywa się nadmiernie, ale mówi – „jednostka w dobie neoliberalizmu doświadcza samotności w sposób wyjątkowo dotkliwy". Nowoczesne technologie i presja na samodzielne osiąganie sukcesu sprawiają, że ludzie izolują się emocjonalnie, pomimo ciągłej obecności w sieciach społecznościowych. "Samotność wynika z braku autentycznych relacji, a nie z fizycznej nieobecności innych ludzi" – rozróżnia samotność od osamotnienia. Mój rozmówca zdaje się tę prawdę intuicyjnie rozumieć i przelewać w ramy, mówić w swoich pracach. Jego sztuka, pełna dialogu z samym sobą i światem, jest próbą odnalezienia wolności wewnętrznej, która w przeciwieństwie do wolności narzucanej z zewnątrz, wymaga odwagi i samodyscypliny.

Nie udaje się mi namówić Obufet Opartego na zamieszczenie biogramu przy tekście. Kilkanaście godzin przed publikacją przypomina w mailu: „bardzo proszę bez imienia”.

–  Napisz, że staram się być dobrym człowiekiem. To zajęcie na całe życie. Sama wiesz, jak trudno być dobrym człowiekiem w świecie, który nie zawsze sprzyja etyce. Trzeba traktować innych tak, jak samemu chciałoby się być traktowanym, ale nieetyczne jest pozwalać ludziom na wykorzystywanie – stwierdza.

Wystawa, której miało nie być

Lutowa wystawa to efekt długotrwałych namów znajomych, by Obufet Oparty zaprezentował światu choć część swojej twórczości. Perspektywa budzi w nim niepokój. „To jak obnażenie się przed publicznością” – wyznaje. Ci, którzy mieli okazję zobaczyć jego dzieła, dostrzegają w nich optymizm, choć sam artysta widzi w nich przede wszystkim nutę smutku.

Współczesna scena artystyczna pełna jest twórców, którzy – podobnie jak on – kwestionują tradycyjne role artysty i poszukują nowych form wyrazu. Instalacje akcentujące relacje między człowiekiem a naturą czy teksty w przestrzeni publicznej, zmuszające do refleksji nad kondycją współczesnego człowieka, stanowią ich środki wyrazu. Twórczość Obufet Opartego przywodzi na myśl prace Marcina Maciejowskiego, który łączy rysunek z narracją, wnikliwie analizując codzienność i wydobywając z niej głęboko refleksyjne treści.

Żyjemy w czasach, gdy obraz coraz częściej wypiera słowo pisane, a człowiek staje się produktem algorytmów i kultury wizualnej. Obufet Oparty doskonale oddaje te przemiany – jego sztuka to nie tylko obraz, ale także komentarz do otaczającej rzeczywistości, zmuszający odbiorcę do zmierzenia się z własną interpretacją. Jego prace to fragment większego dialogu o tym, jak w chaosie współczesności zachować autentyczność i wolność.

Na lutowej wystawie zobaczymy starannie wyselekcjonowane prace, wybrane wspólnie z kuratorką Justyną Czerwińską. Każdy z tych obrazów (autor z przekąsem unika słowa „dzieło”) ma oddać esencję jego twórczości, pozostawiając jednak przestrzeń na indywidualną interpretację widza. Artysta nie chce, by jego nazwisko znajdowało się w centrum uwagi. „Nie chcę, żeby ludzie patrzyli na mnie przez pryzmat tego, że rysuję. To, co robię, jest ważniejsze niż ja sam” – wyjaśnia.

Anna Wójcik-Brzezińska

Anna Wójcik-Brzezińska

napisz maila ‹
ostatnie aktualności ‹

Jak oceniasz ten artykuł?

  • 0
    BARDZO PRZYDATNY
    BARDZO PRZYDATNY
  • 0
    ZASKAKUJĄCY
    ZASKAKUJĄCY
  • 0
    PRZYDATNY
    PRZYDATNY
  • 0
    OBOJĘTNY
    OBOJĘTNY
  • 0
    NIEPRZYDATNY
    NIEPRZYDATNY
  • 0
    WKURZAJĄCY
    WKURZAJĄCY
  • 0
    BRAK SŁÓW
    BRAK SŁÓW

0Komentarze

dodaj komentarze

Portal eglos.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wpisu. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe lub naruszające prawo będą usuwane. Zapraszamy zainteresowanych do merytorycznej dyskusji na powyższy temat.

Treść niezgodna z regulaminem została usunięta. System wykrył link w treści i komentarz zostanie dodany po weryfikacji.
Aby dodać komentarz musisz podać wynik
    Nie ma jeszcze komentarzy...
tel. 603 755 223 lub napisz kontakt@glossk.pl

KUP eGŁOS

Pobili kolegę, bo nie chciał pożyczyć kasy

Palestyński inwestor wskazuje na finansowe trupy w...

Żagle na skierniewickim zalewie

Krajobraz pod napięciem. Czy audyt krajobrazowy...

Francuzi inwestują pod Skierniewicami. Głuchów...

Gdzie oddać oponę od traktora? To nie taka prosta...

Kolumbijczycy domagali się wypłaty. Do ubojni...

Pożar auta na parkingu przychodni w Skierniewicach

Pszczelarstwo stało się modne, a to... kłopot