Zofia Sujka to działaczka kulturalna, legenda Wilkowic. (fot. Włodzimierz Szczepański)
Zofia Sujka to działaczka kulturalna, legenda Wilkowic. Chociaż ona nigdy o sobie, tak by nie powiedziała.
Do drzwi jej domu trzeba głośno pukać. Zofię zawodzi już słuch. Narzeka, że to jej trzeci aparat słuchowy, a ciągle słyszy piski i szumy. Na stole w kuchni leży książka ze zdjęciem Jana Pawła II na okładce. Sentencje na każdy dzień.
– Na dożynkach w Uniejowie dostałam w nagrodę – wyjaśnia.
Podczas Dożynek Wojewódzkich w Uniejowie panie z Wilkowic zaprezentowały wieniec dożynkowy. Zajęły drugie miejsce w Łódzkiem. Natomiast pod koniec sierpnia w Brzezinach wśród ponad 20 artystów i zespołów z całego województwa łódzkiego w kategorii gawędziarstwo wygrał zespół ludowy z Wilkowic. Zofia Sujka zdobyła indywidualnie II miejsce.
– Opowiem panu, jak tato mnie ożenili – Zofia mówi przez kilka minut bez zerkania w tekst.
Gawęda mimo humoru jest gorzka. To obraz wsi z jej dzieciństwa. Biedna wieś i dziewczyna, która wydana zostaje za Franka, bo miał być bogaty. Okazał się, że jest nie tylko leniwym, ale też ograniczonym i bez majątku. Puentuje:
Jak se wziąć chłopa mędołeczkę, to przywiązać sobie do tyłka deseczkę. Deska będzie grzechotała, a pani cieszyła, że chłopa miała
Zofia zapewnia, że jej mąż był pracowity. Nie tylko pracował na roli, ale też jako murarz.
– Zmarł 10 lat temu, a rok temu pochowałam syna. 60 lat miał. Chwila tylko wystarczyła, że zmarł. Zachłysną się i jakoś gorzej poczuł. Mówiłam, aby po pogotowie dzwonić, a on, że nie. Położył się na łóżku. Chciał coś pod nogi. Poszłam po kołdrę na górę. Wracam, a on głową w dół. Trzepię go po policzkach, głowie. Wołam: Bogdan! I tyle tego było – pani Zofia ociera łzy.
Po ślubie przyszła na gospodarstwo męża z sąsiedniej wsi.
– Tu wtedy było inaczej, drogi asfaltowej nie było. Wyjść na drogę w błoto był strach. Do remizy nie sposób dojść. A przecież przyjeżdżały do mnie panie z Łodzi odbywały się zebrania. Kilka pism do wójta w tej sprawie trafiło i zrobili drogę – Zofia się śmieje z tej historii.
To po takich drogach chodzili muzykanci, którzy spraszali dziewczyny na zabawy.
U nas na wsi też byli chłopaki, co grali. Chodzili w przebierańcy. Od chaty do chaty. Ten gospodarz dał im jajka, tamten pączka. A później sobie umyśliły pirzackę (darcie pierza – przyp. red.) w remizie. Chłopaki nam przygrywały.
Kiedy to było? Zofia zastanawia się tylko chwilę. W 1966 roku mieszkanki Wilkowic założyły Koło Gospodyń Wiejskich.
– Od 1970 roku wzięłam koło w swoje ręce. Chcę już zrezygnować, bo mam 87 lat, ale te młode mówią, że wszystkich schodziłam i znam do kogo się zwrócić – opowiada i dodaje: – No i my na tych pirzackach się spotykali. Każda przyniosła trochę drewna, inna węgla, bo zimno w remizie. Chłopoki nam przygrywali, a potem jeszcze tańce były. Później padło, żeby przy kole założyć zespół ludowy. I my zrobili w Wilkowicach wesele, takie jak dawniej były. Były nawet zmówiny, na które kawał słoniny się krajało i octem polewało. Dostaliśmy zaproszenie do Lipiec. Tam były panie z Domu Kultury w Łodzi i nas zarejestrowały.
Tak w 1994 roku powstał Ludowy Zespół Obrzędowy "Wilkowianie”. Jego kierownikiem została Zofia Sujka. Zjeździli kraj, a w maju spraszają zespoły do siebie. Wylicza, że teraz do ich grupy należy 12 osób. Chłopaki, którzy grali u nich, teraz przygrywają na weselach. A co śpiewać lubi pani Zofia? Pada natychmiast odpowiedź, śpiewa:
Za górami za lasami. Tańcowała Małgorzata z ułanami.
Włodzimierz Szczepański
ostatnie aktualności ‹Jak oceniasz ten artykuł?
Głosów: 8
0Komentarze
Portal eglos.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wpisu. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe lub naruszające prawo będą usuwane. Zapraszamy zainteresowanych do merytorycznej dyskusji na powyższy temat.