Irena Kuchta-Szumlańska prowadzi firmę, a ucieczką od stresu stało się jej rodzinne Zarzecze. (fot. Nadesłane)
Irena Kuchta-Szumlańska prowadzi firmę, a ucieczką od stresu stało się jej rodzinne Zarzecze. Tworzy tam rosarium. Owoce róży z ostatniego zbioru suszyła w domu. Słodki zapach przepełniał jego wnętrze. Pani Irena prostuje wcześniejsze słowa ze śmiechem dodając: – Mój dom pachnie miłością.
Irena Kuchta-Szumlańska twardo stąpa po ziemi. Prowadzenie firmy wymaga rozważnych kroków, ale decyzja o powrocie w rodzinne strony powstała w nieoczekiwanych okolicznościach.
– Stała się niesamowita rzecz. Byłam wtedy na Cyprze. Przyśniło mi się, że zajmuje się gospodarstwem w Zarzeczu i wygrałam konkurs na najładniejsze obejście. Nigdy nie miałam snów z nim związanych. Obudziłam się i stwierdziłam, że nie mam wyjścia, to znak – mówi właścicielka Różanego Domu.
Nie tylko przejęła, ale dokupiła ziemi. Jeszcze nie sprowadziła się na stałe pod Rawę Mazowiecką. Mieszka w Opocznie. Jak tam trafiła?
Z Zarzecza wyjechała w latach osiemdziesiątych już jako mężatka z Wiesławem, który pochodził ze Złotej.
– Wyjechaliśmy do Opoczna, do pracy przy płytkach ceramicznych. Mieszkaliśmy w hotelu robotniczym – wspomina.
Wkrótce dostali 30-metrowe mieszkanie. Wiesław nie rezygnował z marzeń o domu. W końcu wybudował go. Pod koniec lat 80-tych fabryka i cała gospodarka przechodziła wstrząs ustrojowy. Jej mąż postanowił założyć firmę, a potem jeszcze zaryzykował...
Pamiętam ten dzień. Mąż wypłacił wszystkie pieniądze i z wypchanymi banknotami kieszeniami pojechał do Włoch. Był pierwszym, który sprowadził włoskie płytki łazienkowe do Polski.
Firma szybko się rozwiała. Pani Irena rzuciła pracę w fabryce płytek ceramicznych. Musiała jednak przejąć całkowicie firmę.
– Miałam 39 lat, gdy mąż zmarł – wspomina.
To były ciężkie chwile, ale utrzymała firmę. Dziś coraz więcej obowiązków przekazuje synowi. Ma swoje plany.
Przejęła rodzinne gospodarstwo. Z nowym mężem zaczęli od oczyszczenia stawu i poprawy łąk. Natomiast długo zastanawiali się, co zrobić z polami.
Przy trzecim pomyśle już zdecydowała sama. Podczas wizyty u Mirosława Angielczyka prowadzącego na Podlasiu „Ziołowy zakątek” usłyszała o uprawie róż.
Dokładniej o przetwarzaniu owoców, ale też płatków kwiatów. Ewa Nagórska, przyjaciółka, która o różach wie wszystko, pomogła wybrać odpowiednie gatunki. Tak powstał Domek Różany.
To trochę powrót do dzieciństwa. Mój tata pracował w „Tatarze” zakładzie przerobu owoców i warzyw. Chodziłam do niego, zapach przetworów utkwił mi w pamięci.
Wybrała różę „Hansa” i róże cukrowe. Ich owoc są duże i najlepiej nadają się na przetwory. Złożyła wniosek na dotacji do LGD Kraina Rawki myśli o rosarium. Już nie może doczekać się lata. Doskonale pamięta, jak w Zarzeczu zakwitła jej pierwsza róża. Zrobiła zdjęcie.
– W tym roku miałam pierwszy zbiór. Owoce suszyłam w domu. Pachniało bardzo słodko, niczym słodkościami – po chwili Irena Kuchta-Szumlańska prostuje wcześniejsze słowa ze śmiechem dodając: – Mój dom pachnie miłością.
Róża przedłuża życie
Ewa Nagórska pochodzi z Gdańska, zawsze marzyła, by być rolnikiem. W okolicach Inowłodza prowadzi siedlisko tylko dla wtajemniczonych. Razem z Ireną Kuchta- Szymańska podjęły się uprawy róż. Tłumaczy: – Uprawa róż jest opłacalna. Punkt skupu owoców i płatów znajduje się pod Warszawą. Ważniejsze są jednak przetwory. Większość kojarzy różę ze słodkiego nadzienia do pączków. Tymczasem są też wytrawne konfitury, różane do mięs. Róża ma szereg zastosowań i niezwykłe właściwości. Jest nawet książka „Róża przedłuża życie”. Tytuł wiele mówi, ale jest znacznie poszerzony aspekt róży, nawet wręcz filozoficzne.
Włodzimierz Szczepański
ostatnie aktualności ‹Jak oceniasz ten artykuł?
Głosów: 19
0Komentarze
Portal eglos.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wpisu. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe lub naruszające prawo będą usuwane. Zapraszamy zainteresowanych do merytorycznej dyskusji na powyższy temat.
Tak trzymać, Pani Irenko